Gawęda rodaka

      Możliwość komentowania Gawęda rodaka została wyłączona

Poniższy tekst gawędy ilustruje dawną gwarę kurpiowską z połowy XX wieku. Pochodzi z niepublikowanego zbioru gawęd kurpiowskich proboszcza w Kadzidle, ks. Stanisława Tworkowskiego: Jek Maryna zywcem do nieba jechała, zapisanych już w roku 1946. Opracowanie Halina Karaś

Źródło: dialektologia.uw.edu.pl


– Waleś Ziecie, Kulasie, co tera te młodziaki w nijakiej posanie starsych mają.

 – A bo to wsytko bez te śkoły… Dawniej to taki siurek ojca słuchał i rzeniaka się bojał, a dziś, to jak się w śkole cego  nałucy, to juz mu ani łociec, ani matka… Tylo, ajwu, nosa do gory zadziera i mądrzy się jej jeki Salamon. Ociec dla niego głupsi nic nie zie, matka tez, za to on wsytke rozumy zjad.

 -Śwanta prawda, Koziatku… Tak to ono je. Ale nie poziam. Śkoły so tez bracne, co by narod ciamny nie buł. Som nie moge psisać, a cytom tylo na swojej wybórce, bo to na paniańć. juz ujne… Cłoziek nie zie, co tam w śwecie słychać, bo ciamny jek tabaka w rogu… Ale z młodsani to juz inacej. Moj Franek, co do Strzałk do trzeciego oddziału lata, to cyta jek organista. W kozdo niedziele od zikarego z Kadzidła gazete przyniesie. Nawet nie siła kostuje… a cytania je bez mała na cały tydziań. Rozności mozna sie doziedzieć.

 – Ja tez o śkole źle nie poziam. Mniej karcmow, aziancej śkołow, to i na śwecie bandzie lepsiej. Dawniej, za Ruska, to na cało gnine była tylo jedna śkoła, to z narodem mókłeś zrobzieć, coś chciał, bo buł nie łucony. Jek przysed list z Ameryki, a z dólarem, to kozdy zrozuniał, ale przecytać, abo i odpsisać nie potrasiuł; toś musiał z listem po wsytkich zioskach latać. Dziś to taki mały parsc i cyta i psise…

– Zeby oni jesce w tych śkołach łucyli posany dla starsech, jek łojca i matki słuchać…

– O, tego to oni tez łuco… Ja myśle, co gorse jest to, ze jek taki chłopak cy dziewcak nauki troche liźnie, to mu się od razu we łbzie nięsa, w domu nie chce siedzieć i tylo by we śwat leciał. Popatrzcie, Piotrze, na tech młodziakow, co się śkołujo na nałucycielow cy doktorow, to zadan tu nie ostanie, tylo jek chapnie troche tej ksiązki, to ucieka byle dalej. A u nas by się przydał… Nałucycielow brak, doktora ni ma. Jek cie kolka zeprze cy palarus rusy, to po ksiandza i na tamtan śwat… Duzo narodu bez to uniera, co nijakiej pomocy ni ma…

– A to bez to, co nas narod głupsi. Na panow to się gada, ale jek tylo z nasech kto wyzej siangnie, wyśkołuje sie, to od razu zielgi pon. Bełk wypsina jek dziedzic, chłop mu śnierdzi i od zioski jek najdalej.

– Ba, zeby to buł pon po prawdzie, łucony i mądry, to kozdemu by dał posane i nosa nie zadzierał, ale jek poziedajo: Ni ma gorsego satana, jek z chłopa zrobis pana. Tak to ono i jest. Ale młodziaki to i dawniej starsech nie zawse słuchały i róźnie bywało.

Paniantom, robziułem stolarke w Sidzamborku u Jana Gorcycy. Niał on chłopaka, Walesia. Co to buł za hycel, to drugego w całej paraśjinie znajdzie. Stary łojuł go rzeniakiem ile wlazło, ale nie mog mu tych śpryncow ze łba wybzić.

Raz siedli do grochu. Gorący buł, jek to groch. Gorcycowa dobrze okrasiła, az tuk po zierzchu pływał. Waleś do zercia prandki buł; łyzko groch zagarnął i do gamby bez dmuchania.To sie tak tukem oparzuł, co az mu łzy ze ślepsiow kapały.

Stary Gorcyca popatrzuł i dziwuje się: – Cego ty Waleś becys?

 A jek ziecie, Gorcyce ziancej dzieciow ni nieli. Stara to i na mse dawała, bo jedan dzieciuk to nijekoś, ale Pan Bog jem nie dał. To tan otnianek pozieda:

– A bece ojce bez to, zem som, boście me tylo jednego uchowali.

Stary podumał, podumał, ale i odpoziedzieć nic nie mog, bo i co? Łyzko grochu zagarnon i myślami jek do gamby włozy, jek się sparzy, bo to som ogań buł… O, śwatku jedyny, to mu one łzy juz nie kroplani, ale ciurkem poleciały. Waleś nic. Udaje głupsiego, na ojca spode łba spogląda i pyta:

 – Tatulu, a wy cego becycie?

A stary gambe oter i splunon.

– Com cie jednego, zarazo, uchował, ale cie ciorci nie wziani….

Takie były dawniej te nase siurki.

 – No jo, ale Waleś ojca i matke dochował i na starość dał jam posane.

– Bo i nase młodziaki so niezgorse, tylo na śwecie sięotnianiło i wsytko dziś jenakse. Ale złe to one nie so, Kulasie, nie…

 – Ostańta z Bogem, bom się zagadał, a tu stara posłała me po kopońke do Orliny, a i blachow muse posukać. Wysukała gdzieś dwa fońty mąki i chce upsiec plackow na śwanta.

Download PDF